odzywa się we mnie niezdrowe przeświadczenie, że mój korektor nie ma racji i to ja wiem, jak lepiej napisać

Miałbym do Was prośbę - bardzo proszę o przeczytanie dwóch tekstów, mojego i poprawionego przez korektora i stwierdzenie, czy to ja mam rację czy on. Teksty krótkie, zostały mi wysłane na porównanie, czy odpowiada mi taka forma korekty.
Dzięki!
Tekst mój:
Za oknem ta sama szara i pochmurna zawierucha tak jaki w moim życiu.
W pokoju unosi się papierosowy dym, panuje półmrok, zasłony są zaciągnięte i ledwo przepuszczają światło.
Wpatruję się w ekran monitora jak miga jednostajnie pionowa kreseczka przy końcu wyrazu w programie do pisania.
Od czego by tu zacząć?
Jestem tego zdania, że aby oddać wszystko w pełni, trzeba się otworzyć, a z tym u mnie ciężko. Jutro zaczynam terapię, kolejną już z kolei, bo jest u mnie źle. Czy może być dobrze u kogoś, kto boi się wyjść na zewnątrz, zapiera się rękoma i nogami aby nie przekroczyć progu drzwi i nie wyjść na zwykłe, proste zakupy, zakupy które ludzie robią codziennie i nie stękają z tego powodu.
Mieszkam sam.
Mieszkanie jest moją ostoją, lubię siedzieć w domu, nie ruszać się z łóżka, siedzieć w mroku, wpatrując się w jakiś martwy punkt na ścianie, na resztkę kropli pomalowanego farba cekolu.
Na resztkę życia, które mi zostało, bo wiem że długo nie pociągnę.
I tak cały dzień.
Od jakiegoś czasu nienawidzę ludzi, nienawidzę swoich sąsiadów. Ilekroć spotkam jakiegoś na klatce to z trudem przychodzi mi się przywitać.
Nienawidzę wszystkich.
Nienawidzę swojej matki, sąsiadki z trzeciego piętra która jest chora na schizofrenię i nie wiedzieć czemu, zawsze jak schodzi po schodach to trzyma się lewej strony, tej przy ścianie. Jeśli coś stanie jej na przeszkodzie to zależy, albo będzie agresywna, albo w zależności od tego czy wzięła leki czy też nie, poczeka, aż ktoś jej się usunie z drogi.
Pod wieczór przyszła dziś do mnie matka, poinformowała mnie że wykryli jej narośl na płucach i prawdopodobnie jest to nowotwór. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to obeszło. Jak praktycznie wszystko inne. Chciała się przytulić, ale się odsunąłem. Weszła do mojego pokoju, spojrzała na ogrom popielniczek na biurku z których wysypywało się tysiące, nie, miliony niedopałków.
Tekst korektora:
Za oknem śnieżna zawierucha taka sama jak w moim życiu.)
Pokój pełen unoszącego się dymu papierosowego .Półmrok –zaciągnięte zasłony ledwo przepuszczają światło.
Wpatruje się w ekran monitora, w pulsującą pionową kreseczkę za ostatnim zapisanym przeze mnie wyrazem.
Od czego by tu zacząć?
Myślę, że gdybym chciał napisać wszystko o sobie, powinienem się otworzyć, co nie jest takie łatwe.
Jutro zaczynam kolejną terapię, jedną z wielu już odbytych. Dlaczego, bo dzieje się u mnie źle.
Czy może być dobrze jeśli boję się wyjść z mieszkania, zapieram się rękoma i nogami, aby nie przekroczyć progu drzwi i pójść na codzienne zakupy tak jak inni ludzie.
Mieszkam sam.
Mieszkanie jest moją ostoją, lubię siedzieć w domu, nie ruszać się z łóżka, siedzieć w mroku, wpatrując się w jakiś martwy punkt na ścianie, albo na kroplę cekolu pomalowanego farbą.
Na resztkę życia, które mi zostało, bo wiem, że długo nie pociągnę.
I tak cały dzień.
Od jakiegoś czasu nienawidzę ludzi, nienawidzę swoich sąsiadów. Ilekroć spotkam jakiegoś na klatce to z trudem przychodzi mi się przywitać.
Nienawidzę wszystkich.
Nienawidzę swojej matki, sąsiadki z trzeciego piętra, która jest chora na schizofrenię i nie wiedzieć czemu, zawsze jak schodzi po schodach to trzyma się lewej strony, tej przy ścianie. Jeśli coś stanie jej na przeszkodzie to będzie agresywna, albo poczeka, aż ktoś się usunie z jej drogi.
Dziś pod wieczór przyszła do mnie matka, poinformowała, że wykryli u niej narośl na płucach i prawdopodobnie jest to nowotwór. Nie wiem czemu, ale jakoś mnie to obeszło. Jak praktycznie wszystko inne. Chciała się przytulić, ale się odsunąłem. Weszła do mojego pokoju, spojrzała na ogrom popielniczek na biurku , z których wysypywało się tysiące, nie - miliony petów.