Spis treści:
1. Niespodzianka
– Majstersztyk! – usta Ignaca błyszczały po zakończonej kolacji. – Mogłabyś częściej takie przyrządzać.
Powietrze było jeszcze pełne aromatu sałatki z bakłażanem i pieczonej kaczki, wymieszanego z orientalnym zapachem drzewa sandałowego. Zapach pochodził z dwóch grubych świec, których migotliwe światło padało na dwa puste talerze i kieliszki po czerwonym winie.
– Ale pierwsza rocznica jest tylko raz. – Ola przekrzywiła głowę, spoglądając znacząco na chłopaka.
– To dzisiaj?! O gupi ja! – Otwartą dłonią uderzył się w czoło. – Teraz rozumiem te świece i wino, i konfiturowaną kaczkę, i...
– Konfitowaną, Ignasiu, konfitowaną – poprawiła go rozbawiona. Podeszła do chłopaka i przeczesała palcami jego długie, kręcone włosy.
– A ja niczego nie przygotowałem dla Ciebie – zafrasował się. – Chociaż sprzątnę i włożę naczynia do zmywarki.
– To ja idę pod prysznic. – Zacisnęła dłoń na kępie jego włosów, odchyliła głowę i spojrzała w oczy. – A gdy wrócę, czeka cię jeszcze jedna niespodzianka. – To mówiąc Ola złożyła na jego ustach długi pocałunek.
Odkręciła wodę w umywalce, wyjęła zatyczkę i ustawiła wylewkę kranu pod takim kątem, by strumień z głośnym ciurkaniem trafiał prosto do odpływu. Na palcach podeszła do drzwi i po cichu przekręciła rygiel.
Kosmetyczne lusterko, o kształcie podwójnego słonecznika, postawiła na wyciągniętym spod umywalki taborecie. Chwilę pogrzebała w stercie męskich przyrządów toaletowych, leżących na półce i wyciągnęła trymer do brody. Pokrętło długości przycinania ustawiła na pięć milimetrów.
Rozebrała się do naga, prawą nogę umieściła na taborecie obok lusterka i zaczęła strzyc czuprynkę na wzgórku łonowym. Po chwili włoski stały równo w postaci puszystego jeżyka.
Zdjęła plastikową nasadkę z urządzenia, włączyła laserową prowadnicę i zaczęła korygować krawędzie. Miała wprawę w operowaniu golarką, bo Ignac nie raz prosił ją o wyrównanie linii swego wymyślnego zarostu. Z lewej strony jej ust, wystawał czubek języka. Trochę żałowała, że Ignac nie może jej zobaczyć przy tej ekscytującej czynności, ale wtedy nie byłoby niespodzianki. Fryzurka przybrała kształt zygzaka. Ola kontynuowała zabieg, co chwila zmieniając końcówkę trymera. Dobierając szerokość ostrza do potrzebnego w danym momencie efektu, systematycznie zaokrąglała wyłaniający się kształt. Gdy skończyła, cofnęła się o krok, by w lustrzanym odbiciu ocenić efekt.
Na jej bladej skórze, kilka centymetrów poniżej pępka wiła się niewielka żmija. Ruda gadzinka wydawała się pełznąć w kierunku łączących się ud. Jej paszczą była rozchylająca swoje płatki bruzdka!
Tak! O taki efekt chodziło! Uśmiech zadowolenia rozjaśnił twarz Oli. – Chłopak zwariuje, gdy zobaczy – pomyślała. Ignac uwielbiał takie maskotki.
Nałożyła czarny, koronkowy komplet: braletkę i figi. Obie części garderoby były na nią trochę za ciasne, ale Ignac lubił ją taką. Kiedyś skomentował jej dessous "dobrze wypełniona bielizna to prawdziwy change gamer... game changer... czy jakoś tak". Uśmiechnęła się do tego wspomnienia.
Gdy wyszła z łazienki, jej partner siedział po turecku na sofie, w skupieniu wpatrując się w wiszący na ścianie telewizor. Palce chłopaka z wirtuozerią obsługiwały przyciski gamepada.
– Znowu grasz? – spytała retorycznie.
– Trochę ci zeszło w tej łazience – odpowiedział, nie odrywając wzroku od pięćdziesięciocalowego ekranu.
Spojrzała na zegar. Od wejścia do łazienki minęło sporo ponad godzinę.
– Łazienkę masz już wolną – skwitowała.
Na widok dziewczyny defilującej w samej bieliźnie przed ekranem telewizora, Ignac rozdziawił usta w teatralnym zdziwieniu.
– Boże, ile ty tego w sobie masz – jego głos był teraz niższy.
Ola uśmiechnęła się. Lubiła to bardziej zmysłowe brzmienie.
Weszła do sypialni i przez niedomknięte drzwi spojrzała na chłopaka.
– Nie pozwól mi czekać zbyt długo!
– Zaliczę tylko najbliższy checkpoint i pędzę do ciebie.
Jego wzrok był już skoncentrowany na ekranie, a palce wystukiwały na przyciskach kontrolera jakieś szalone staccato.
2. O jeden checkpoint za daleko
Ola spała w pozycji embrionalnej, obejmując zwiniętą w wałek kołdrę. Wtulała się w pościel niczym w plecy kochanka. Połowa twarzy chowała się za zasłoną rudych włosów, poruszanych oddechem z jej rozchylonych ust. Szerokie, podwójne łoże zajmowało większość podłogi, zostawiając tylko trochę miejsca na półkę za wezgłowiem i niewielki stolik z laptopem. Lustrzane drzwi od zajmującej całą ścianę szafy, był zsunięte.
Światło budzącego się świtu niespiesznie przesuwało cień firanki po prawie nagich plecach dziewczyny. Wąski pasek stanika opięty na piegowatych plecach nie stanowił żadnej ochrony przed chłodnym powietrzem wdzierającym się przez uchylone okno.
Firanka zakołysała się i wpuściła do pokoju kolejny chłodny podmuch. Ola zadrżała i otworzyła oczy. Po krótkiej chwili wstała, zamknęła okno i założyła różową lizeskę. Usiadła na łóżku ukrywając twarz w dłoniach. Zatopiła się w myślach. Wspomnienia z ostatniego wieczoru powoli odtwarzały się w jej pamięci.
Więc nie przyszedł. Grał przez całą noc.
W Oli narastała furia. I na co jej ta intymna fryzurka? Poczuła się zdradzona dla jakiejś pieprzonej konsoli.
Rzucony o ścianę gamepad pękł z suchym trzaskiem. Twarz Ignaca najpierw stężała, a potem przemknęły przez nią niedowierzanie, wściekłość i na koniec rozpacz.
– Dlaczego to zrobiłaś?! – ryknął. Siedział na sofie z rozłożonymi dłońmi. Jeszcze przed chwilą trzymał w nich urządzenie, którego połamany korpus leżał teraz pod ścianą tuż obok baterii, które z niego wypadły.
– Mam dość twoich obiecanek! – odwrzeszczała mu Ola. – Mam dość zasypiania czekając w łóżku, aż skończysz grać i dotrzesz do sypialni!
– Chciałem tylko zaliczyć ...
– ...najbliższy checkpoint – ostatnią kwestię wypowiedzieli razem.
Ignac zdał sobie sprawę, że ostatnio rzeczywiście często posługiwał się tą wymówką. Zbyt często jak widać.
Przeniósł spojrzenie ze szczątków kontrolera na nogi pochylonej nad nim dziewczyny. Poprowadził wzrok wyżej, na czarną bieliznę. W jego oczach błysnął na moment wesoły ognik, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak lodowate spojrzenie kobiety, skutecznie zamknęło mu usta.
– Oprócz checkpointów są jeszcze inne rzeczy, które warto zaliczać – syknęła.
Ignac przewrócił oczami. Otworzył usta by zripostować, lecz znowu zastygł nic nie mówiąc.
– Jesteś jak dzieciak. Uzależniłeś się od tego gównianego grania!
– Nie uzależniłem się! Granie to tylko relaks! – odpowiedział z naciskiem Ignac. Zerwał się na nogi i wyciągnął ręce, by ją przytulić, lecz Ola odepchnęła go od siebie. – O co się tak wnerwiasz?!
– O wszystko! Wnerwiam się o szukanie moich rzeczy, które sobie bierzesz i gdzieś porzucasz! Wnerwia mnie sprzątanie niedokończonych jogurtów i brudnych naczyń. Wnerwia mnie to, że unikasz moich przyjaciół. A najbardziej wnerwia mnie to, że gdy już idziesz ze mną na spacer, to wciąż szukasz jakiś pierdolonych pokemonów.
Ignac milczał z oczami jak spodki wlepionymi w dziewczynę.
– Mam dość czekania na to byś zwrócił na mnie uwagę – dodała już ciszej. – A to widać nie nastąpi wcześniej niż na święty Nigdy. – Złość z jej twarzy zastępował smutek.
Podeszła do szafy w przedpokoju i wróciła, niosąc dwa złożone, duże kartony. Na obu widniał wypisany markerami, stylizowany na grafitti napis "Ignac".
Gdy rzuciła kartony w jego stronę, chłopak klęczał przy ścianie, próbując dopasować do siebie pęknięte fragmenty obudowy kontrolera. Wolnym ruchem ręki chłopak założył kosmyk swoich długich kręconych włosów za ucho i podniósł wzrok na dziewczynę. Minę miał skupioną, jakby próbował zrozumieć skomplikowane zadanie z fizyki.
– Na co mi te pudełka?
– Żebyś w końcu wziął swoją dupę, tudzież wszystkie swoje zabawki i wyniósł się na dobre z mojego mieszkania. I z mojego życia. Wprowadziłeś się z tymi kartonami, to teraz się z nimi wyprowadź – wycedziła. – Idę się przebrać, a ty zacznij się pakować.
Gdy Ola ponownie weszła do pokoju dziennego, była już ubrana do pracy. Na jej biodrach luźno spoczywała spódnica o prostym kroju z materiału w czarno-niebieskie kółka. Do spódnicy wpuszczona była luźna, niebieska koszula. Spod zapiętego kołnierzyka wysuwał się czarno-srebrny, skórzano-metalowy naszyjnik, który przywiozła sobie z Turcji dwa lata temu. Jej strój uzupełniały czarne czółenka na złotych obcasikach oraz czarno-biała obszerna kopertówka z dwoma niebieskimi zamkami trzymana w prawej dłoni. Lubiła ten zestaw i wdzięczna była losowi, że w dużym banku, w którym pracowała jako tłumaczka, dresscode nie był zbyt formalny.
Ignac początkowo jej nie zauważył. Siedział ze skrzyżowanymi nogami na puszystym dywaniku. Ze skupieniem wpatrywał się w postać na ekranie telewizora, która sterowana z oklejonego taśmą biurową gamepada czołgała się, wstawała, obracała i podskakiwała. Na twarzy chłopaka mieszały się wyrazy ulgi i radości.
– W ogóle się mną nie przejąłeś, bucu! – warknęła Ola.
Chłopak w tej chwili spostrzegł dziewczynę i zerwał się na równe nogi.
– Ja cię bardzo przepraszam Olka. Ja sobie to wszystko dokładnie przemyślałem i... i... masz rację. – W jego oczach malował się szczery żal.
Ola spojrzała na kartony. Nie były nawet złożone. Zmarszczyła brwi. Ignac powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem.
– Nie pakowałem ich, bo chciałem najpierw porozmawiać...
– A nie dlatego nie pakowałeś, bo chciałeś tylko zaliczyć najbliższego checkpointa? – przerwała mu, przedrzeźniając jego wcześniejszą wypowiedź. W głosie dziewczyny już prawie nie było słychać złości, lecz filuterno-kpiarską nutę. W sercu chłopaka pojawiła się nadzieja.
– Oleczko, musiałem sprawdzić, czy mój pad jeszcze działa. – Teraz musiał kuć żelazo, póki gorące. – A w ogóle... to pomyślałem sobie, że dzisiaj... gdy wrócisz z pracy... – zawieszał głos, intonując go jak ojciec, który zaraz zdradzi swojej córeczce tajemnicę-niespodziankę – pójdziemy razem...
– Gdzie jest moja słoikowa owsianka? – przerwała mu, cedząc przez zęby. Stała przed otwartą lodówką. Jeżeli jeszcze przed chwilą jej twarz przybierała ugodowy wyraz, to teraz z pewnością taka nie była.
– Twoja? Eee... – głos i wyraz twarzy młodzieńca odzwierciedlały bezgraniczne zdziwienie.
– Gdzie zniknęło moje starannie przygotowane wczoraj wieczorem śniadanie! – głos Oli stawał się coraz bardziej dynamiczny. – Płatki, otręby, chia, mleko, jogurt, miód, orzechy, rodzynki, suszone owoce, czekolada i kakao – recytowała z irytacją – w starannie dobranych proporcjach macerowały się przez dwanaście godzin w lodówce po to, bym dzisiaj rano, mogła szybko zjeść zdrowe i pożywne śniadanie.
– Wyglądały jak resztki. – Ignac wskazał na stojący przed nim na ławie odkręcony słoik, z którego sterczała łyżka. – No... nie chciałem, żeby się zepsuło.
Całe napięcie zeszło z czerwonej jeszcze przed chwilą twarzy Oli.
– To koniec – westchnęła. – Spakuj kartony, zanim wrócę z banku i się wyprowadź. Nie masz dzisiaj umówionych żadnych rozmów o pracę, więc czas na pakowanie znajdziesz.
– Ale, przecież mieliśmy porozmawiać? Miałem Ci właśnie powiedzieć co wymyśliłem...
– Ja już nie chcę słuchać twoich dziecinnych planów Ignac – powiedziała z rezygnacją. – Jesteś zabawny, miły i masz dobre serce, ale ja potrzebuję mężczyzny, nie krokodyla.
– Krokodyla?!
– Takiego, który ma za krótkie łapy, by się wziąć za jakąś sensowną robotę, ale wystarczająco wielką paszczę, by bez żenady żreć! – Ola czuła, że jeszcze chwilę zostanie w mieszkaniu i nie będzie w stanie powstrzymać łez. Zabrała swoją kopertową torebkę i wyszła, trzaskając drzwiami.
Oniemiały chłopak opadł na turecki dywanik.
– Nie zapomnij wyjąć z suszarki i spakować swoich ubrań – głos Oli dobiegał zza uchylonych drzwi wejściowych. – A do następnego checkpointu dojdź w swoim domu. U rodziców! – dokończyła lodowato.
----
APPKA= Bądź szczery