Tych dwoje stało z daleka od siebie, rozdzielał ich cały ten hałaśliwy i bardzo zróżnicowany tłum. Najstarszy z nich miał sześćdziesiąt pięć lat, a najmłodsi dopiero co ukończyli licea. Studia w wersji zaocznej tak mają, mieszają doświadczenie z młodzieńczą werwą. On czterdziestodziewięcioletni żonaty, wysoki, szczupły, szpakowaty mężczyzna. Ona dziewiętnastoletnia drobniutka, skromna, czarnulka. Dostrzegł ją. Stała blisko drzwi, przestępując z nogi na nogę. Rozglądała się wokół, lekko przestraszona gwarem i masą ciał napierających na nią. Nagle ich wzrok się spotkał. Przenikliwe, dojrzałe spojrzenie, z trudną do ukrycia zachłannością wtargnęło w młodziutką duszę niczym tajfun. Czuł jej zagubienie, nieśmiałość, dzikość, bezbronność. Miała oczy szeroko otwarte, z ogromnymi źrenicami, jak kosmiczne czarne dziury. Dziury, które pochłaniają wszystko, co w nie wpadnie. A jeżeli w nie już wpadnie, nigdy nie wydostaje się na zewnątrz. Zostaje już tam na zawsze. Nawet taki potężny tajfun. Czas nagle stanął w miejscu! Zatopiony w czarnej otchłani oczu, niczym kosmiczny podróżnik, buszował po zakamarkach jej duszy. Buszował? Nagle zdał sobie sprawę, że… że nie może się wydostać, zgubił drogę powrotną.
A może nie chciał jej znaleźć?
Gdyby nawet znalazł drogę, to i tak nie miałby dość siły na ucieczkę! Stało się i było to nieodwracalne. Powinien... o nie, musiał coś z tym zrobić, zanim ktoś go uprzedzi. Jego doświadczenie życiowe mówiło, że jeśli nie zrobi czegoś natychmiast, to za chwilę inny mężczyzna, czy młodzieniec z tego tłumu zajmie się nią i wszystko diabli wezmą.
Tylko raz w życiu poczuł coś podobnego, ale to było trzydzieści lat temu. Nigdy sobie nie wybaczył, że wtedy nic nie zrobił. Tłumaczył to młodością, nieśmiałością, brakiem obycia z kobietami.
Nie zareagował dostatecznie szybko, a potem już było za późno. Tamtą dziewczynę zdobył ktoś inny.
─ To się kolejny raz może nie zdarzyć... to się na pewno kolejny raz nie zdarzy w moim życiu ─ pomyślał.
Nigdy nie musiał zabiegać o względy kobiet, zazwyczaj on był obiektem zainteresowania. Teraz role się odwróciły. To była zupełnie nowa, nieznana dla niego sytuacja. Sytuacja, z której istniało tylko jedno wyjście.
Nie walczyć. Pozwolić się pochłonąć czarnej dziurze! I to właśnie się działo.
Pomimo, że dziewczyna sprawiała wrażenie bezbronnej i bezradnej, paradoksalnie właśnie on poczuł się jak mucha złapana w pajęczynę. Ona pewnie nie była świadoma tego co się dzieje, zagubiona w tym całym organizacyjnym zamieszaniu. On natomiast, pomimo natłoku różnych myśli przelatujących teraz przez jego głowę, potrafił zdobyć się na spokój i racjonalne myślenie. Jednego był pewien, że powinien... że musi być ciąg dalszy tej magnetycznej fascynacji. Nie wyobrażał sobie innego rozwiązania. Umiejętnie dotarł do niej i gdy sala została otwarta, znalazł się tuż obok. Kiedy wspólnie przekraczali drzwi, cichym i zdecydowanym głosem powiedział.
─ Trzymaj się mnie, a nie zginiesz.
Nawet nie spojrzała na niego, za bardzo była zmieszana. A jednak usłyszała dobrze i zaczęła się go trzymać. Usiedli obok siebie w pierwszej ławie.
I tak już zostało.