- można wejść! - Krzyknął w końcu, lekko ochrypłym głosem.
Drzwi otworzyły się niepewnie i stanął w nich młody chłopak z plecakiem w ręku. Miał jakieś 20 lat. Ubrany w kolorową wiatrówkę lekko zmoczoną przez mżawkę, adidasy i dżinsy. Włosy miał przetłuszczone i zaczesane na bok.
- Jestem nowy, dostałem przydział do tego pokoju - oznajmił.
Pokój faktycznie był dwuosobowy i od kiedy Marek się tam wprowadził drugi tapczanik stał wolny. Cieszył się początkowo, że będzie mieszkał sam, ale z czasem zaczęło mu brakować kogoś do pogadania, pośmiania się, powygłupiania.
- no to wchodź, zamykaj w końcu te drzwi i rozpakuj się - powiedział do nowego.
Tamten wszedł zamykając drzwi za sobą. Pokój był niewielki, jakieś trzy metry na trzy. Tuż za drzwiami znajdowało się coś w rodzaju mini przedpokoju, po prawej stronie głęboka szafa dwudrzwiowa, a po lewej umywalka z lustrem i szafką na przybory do golenia i mycia. Za nim zaczynał się właściwy pokój. Dwa tapczany po obu stronach, pomiędzy nimi stół i krzesła. Podłoga wyłożona szarymi kwadratami PCW, gdzieniegdzie odchodzącymi od betonowego podłoża. Okno i drzwi balkonowe dawały poczucie większej przestrzeni niż w rzeczywistości. W drzwiach balkonowych znajdowała się barierka…taki balkon bez balkonu. Marek wstał, otworzył szafę
- Tutaj masz swoją połowę - wskazał nowemu miejsce na jego rzeczy, potem przesunął swoje przybory do golenia, mycia zębów na półce pod lustrem łazienkowym, robiąc miejsce na przybory nowego.
Okazało się, że nie miał nic z tych rzeczy. Z plecaka wyjął tylko jakieś ubrania na zmianę i nic poza tym.
-jak się nazywasz ? - Spytał .
- Robert.
- Ja jestem Marek, napijesz się herbaty?
- Jasne, napiję ¬ odpowiedział gość.
Grzałka błyskawicznie zagotowała wodę w szklance. Po chwili stała ona na stoliku pełna gorącej wody, z aluminiową łyżeczką w środku, paczką czarnej herbaty Madras i torbą cukru obok. Nowy nie żałował cukru, posłodził cztery czubate łyżeczki, co wywołało zdziwienie Marka.
- A może chcesz coś zjeść? - zapytał ponownie
– jak masz co… - odpowiedział niepewnie Robert
Po chwili na stole znalazła się ćwiartka chleba, nóż i pasztet drobiowy z puszki. Nowy zaczął pałaszować te „rarytasy”, jakby nie jadł od kilku dni. Wymiótł wszystko do czysta, zgarnął nawet okruchy ze stołu. W tym czasie gospodarz miał czas na przyjrzenie się gościowi. Teraz jak na dłoni widoczne były ogromne braki w czystości, tłuste włosy, czy "żałoba" za paznokciami to był drobiazg, ale ziemista i miejscami pryszczata cera wskazywała na słabe odżywianie, częste palenie i długotrwały brak higieny. Natomiast zęby okazały się dramatycznie zaniedbane. Miejscami czerniące się próchnicą z głębokimi wżerami. Widok był bardzo nieapetyczny. Robert nie uśmiechał się z tego powodu wcale, zdając sobie sprawę z reakcji rozmówcy, który zobaczy taki widok. Tym samym sprawiał wrażenie ponuraka. Gdy już skończył jeść sięgnął do kieszeni spodni wyjmując zmiętą paczkę „Sportów” z dwoma papierosami wewnątrz. Jednego z nich, lekko skrzywionego i mocno wykruszonego włożył do ust i już zmierzał go odpalić, kiedy Marek powstrzymał go.
- nie palimy w pokoju, możesz wyjść na korytarz - oznajmił zdecydowanie.
- Ok, rozumiem, już wychodzę. - Podporządkował się Robert.
Marek kiedyś palił i udało mu się rzucić, teraz był cholernie przewrażliwiony na punkcie dymu papierosowego. Przeszkadzał mu nawet zapach pozostały w ubraniu Roberta, który właśnie wrócił z papierosa. Siedzieli każdy na swoim tapczaniku naprzeciwko siebie oparci o ściany.
- No to... może opowiedz coś teraz o sobie ¬ zagadnął Marek
Historia nowego poruszyła go. Okazało się, że był sierotą wychowywaną w domu dziecka, edukację zakończył na szkole podstawowej. Tułał się po całej Polsce podejmując różnych prac. Teraz trafił do Śremu, a jadąc tutaj pociągiem nie miał za co kupić biletu i przywiózł ze sobą mandat kredytowy. Dla Marka stało się jasne, że chłopak do pierwszej wypłaty nie będzie miał za co żyć. Postanowił jakoś temu zaradzić, widać los tak chciał, żeby trafiło na niego.
- Posłuchaj - powiedział - w szafie trzymam jedzenie, możesz brać i jeść z tego. Pomogę ci dociągnąć do pierwszej wypłaty, a potem już będziesz sobie radził. To samo z mydłem, czy proszkiem do prania, możesz używać w razie potrzeby. Jeśli będziesz potrzebował pieniędzy mów. Potem się jakoś rozliczymy.
- Pomyślał jednak, że tego nie zrobi i potraktuje to jako pomoc bezinteresowną, nieczęsto miał okazję zrobienia dobrego uczynku, a czasem odczuwał taką potrzebę. Jednak głośno o tym nie wspomniał. To miała być niespodzianka w razie czego.
- Pasuje ci to? - Zapytał.
- No pewnie, że tak - odpowiedział Robert.
Z racji tego, że pracowali na różne zmiany, widywali się praktycznie co drugi tydzień popołudniami. Marek kładł się wcześniej spać, więc kiedy Robert wracał z drugiej zmiany, on już spał. Upomniał go tylko na początku, żeby zachowywał się cicho i starał się go nie budzić. Na tym punkcie podobnie jak z papierosami był przewrażliwiony, dbał o odpowiednią ilość snu. Cisza nocna zaczynała się dla niego o dwudziestej drugiej i była to świętość. Nieraz zdarzało się mu interweniować w sąsiednich pokojach, kiedy ich mieszkańcy zapominali o tej regulaminowej hotelowej ciszy nocnej.
Jasnym było, że samo jedzenie nie wystarczy Robertowi, więc przez kilka pierwszych dni zapożyczył się u Marka na całkiem ładną sumkę. Kupił sobie jakieś ciuchy, ręcznik i inne podręczne rzeczy. Jedno co nie podobało się Markowi, to kupno papierosów za te pieniądze, ale starał się być wyrozumiałym dla nałogu współlokatora. Przez pierwsze dwa tygodnie układało się wszystko bardzo fajnie, starali się nie przeszkadzać sobie wzajemnie. Jeśli gospodarz miał mieć gościa, uprzedzał, że chciałby być sam na sam w pokoju z tym odwiedzającym, albo odwiedzającą, wtedy Robert znikał na kilka godzin. On jeszcze nie zdążył poznać nikogo, więc nie miał takich potrzeb. Pewnie z czasem i on miałby je. Marek obdarzył od początku przybysza zaufaniem, z natury i z zasady wierzył nowo poznanym ludziom. Jednak potrafił stać się nieubłaganie niemiłym, kiedy ktoś tego zaufania nadużył. Wszystko toczyłoby się zgodnie z planem, do pierwszej wypłaty nowego lokatora i jego usamodzielnienia się, gdyby nie szokujące zdarzenie.
Otóż, pewnej nocy gospodarza pokoju obudziły jakieś ostre brzęki przestawianych słoików w szafie. Powstrzymał się od reakcji i obserwował z zainteresowaniem buszującego tam Roberta. Ten wyciągał słoik po słoiku i z każdego wyjadał po trochę, cokolwiek tam się znajdowało. Najgorsze w tym wszystkim było to, że posługiwał się wyłącznie palcami. Zachowywał się jak zwierzę, głośno mlaskając i oblizując się przy tym. Oblizywał palce , które następnie wkładał do kolejnych słoików i puszek. Wyglądał jak ogromny szczur z tymi swoimi brudnymi pazurami i zepsutymi zębami, które w tym świetle wydawały się szpiczaste. Połykał samo masło, pasztet, konserwę "tyrolską", serek topiony, następnie musztardę z dżemem, a to wszystko popijał olejem rzepakowym z „gwinta”. Jedno czego nie ruszał to chleb. Trwało to dobre pół godziny, na koniec zjadł…wręcz pochłonął kilka czubatych łyżek stołowych cukru z papierowej torby, dokładnie oblizując potem łyżkę. Marek praktycznie nie przeklinał, ale w tym momencie nie wytrzymał.
- O kurwa, ale kutafon - pomyślał - a ja potem to wszystko jem - tutaj przed oczami stanęły mu zepsute zęby współlokatora, oraz ich zapach połączony z wyziewami po tanich papierosach. Postanowił jednak nie ujawniać swojego przebudzenia. Zdecydował, że zacznie baczniej obserwować przybysza. Lubił wiedzieć z kim ma do czynienia zanim podejmie jakieś decyzje. Gdyby teraz ujawnił, że widzi to co widzi, zapewne wzbudziłby ostrożność Roberta i nie dowiedziałby się nic więcej.