Zasłoniłam zamknięte oczy dłonią, opuszkami palców uciskając skronie tak mocno, że aż zabolało. Gest, który od zawsze chronił przed niechcianymi słowami.
- Słyszysz, co się u nas dzieje. Ludzie siedzą w czterech ścianach, nosa za drzwi nie wystawią. Boją się. Trzeba cię tu, nie tam.
- Mam pracę, tata.
- Praca poczeka, przecież rodzina ważniejsza. Mówią, że wojsko mobilizują, granice zamkną i będzie jak za komuny, nikt w te, nikt wewte. Półki już puste, jak wtedy. Lepiej wróć, Agusia, póki można.
Wiedział, że nie znoszę, kiedy tak mówi. Jakbym nadal potrzebowała pocieszenia.
A przecież to było dawno i z siedmioletniej dziewczynki nie zostało już nic. Pozbyłam się uczuć, które trzeba ukoić, opatuliłam szczelnie w koc, chroniący przed tymi, którzy ranią. Nikt nie mógł mnie tu dosięgnąć. Musiałam tylko czekać, cierpliwie, ale z uporem, aż odejdą.
Dlatego pozwalałam mu się wymądrzać. W końcu zostawi mnie w spokoju.
- Tyle mówiłaś, że chcesz wrócić do Polski, to znak od Boga. Twój stary pokój czeka, nawet książki stoją, jak stały. Musisz porządek w końcu zrobić, bo tylko kurz zbierają.
- To moje, nie ruszaj.
- Mówię, że kurz łapią, nieruszane. Nie ma komu sprzątać, o dom nikt już nie dba jak kiedyś. Karolina wcale nie przyjeżdża, dzieci przecież nie zostawi, no bo jak? A to też strach, w szkołach na pewno to paskudztwo roznoszą, niech lepiej siedzą w Krakowie.
- Jak ci tak zależy, to sam posprzątaj.
- Dziecko, nie o sprzątanie chodzi, tylko o nas. Teraz trzeba być z rodziną, zatroszczyć się.
- Doskonale sobie beze mnie radzicie.
- A jak się co złego stanie? Kto wtedy pomoże? Babcia jest coraz starsza, a ja też już mam swoje lata.
- Jesteś zdrowy i w sile wieku, nic ci nie będzie – mruknęłam, chyba za cicho, żeby usłyszał.
- Babcia gorzej się czuje, strach ją na cały dzień zostawiać. Znowu jej lekarz zwiększył insulinę, bo cukry niby wysokie, a ona tylko siniaki ma, na udach, na brzuchu, nie ma gdzie zastrzyków robić. Wczoraj z łóżka spadła i podnieść się sama nie mogła, musiała krzyczeć po pomoc w nocy... A w dzień się kładzie, bo jej ciągle słabo. Zrobi obiad i zmęczona, pozmywa i zmęczona, i tak bez końca. Sypie się. Wróć, Aga.
Nie wiedziałam już, co bardziej boli, skronie czy opuszki palców, jak oślepiająca opaska zacieśniające się wokół głowy. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie, kiedy mówił o babci.
- Kupiłem ci lot na piątek, na szczęście były jeszcze miejsca.
- Tata, ja nie wiem. Nie mogę odejść z pracy teraz, kiedy tak nas potrzebują.
- U nas jeszcze bardziej was potrzeba, zatrudniłabyś się we własnym kraju.
- To tak nie działa – westchnęłam. Tłumaczyłam mu to wiele razy, ale nigdy nie słuchał. – Nie mam w Polsce prawa wykonywania zawodu. Poza tym nie mogę po prostu wszystkiego zostawić.
- A co niby masz takiego do zostawiania?
Nic.
Nie mam nic do stracenia. Nic, na czym naprawdę mi zależy. Nic wartościowego.
Nikogo.
- Muszę kończyć, pager mi zadzwonił. Dyżur wzywa.
- Wyślę ci bilet, zrób odprawę przed piątkiem.
Rzuciłam telefon na podłogę i przewróciłam na drugi bok, podciągając kolana pod brodę. Sięgnęłam po moją ulubioną rzecz na świecie i kliknęłam guzik, a Kindle otworzył Małą apokalipsę. Wróciłam do ostatniego dnia świata, czekając na podpalenie.
Od jutra wszystko będzie inne. Nowy oddział, nowy zespół, nowy szef. Nowy grafik, którego jeszcze nie dostaliśmy, bo najwyraźniej dwanaście godzin wyprzedzenia to zbyt wysokie wymagania. Może mail przyjdzie w nocy, a może już w szpitalu będę czekać na wyrok administracji? Dla nich to wszystko jedno, pacjenci są wszędzie, a mój staż jest przecież fikcją. Wykłady odwołane, edukacja zawieszona. Została tylko praca, setki chorych, wystraszonych pacjentów, stojących w kolejce. Czego więcej chcieć?
Z kuchni dobiegł hałas, nieustający przez cały dzień. Powinnam sprawdzić, kto znowu wprowadza się do szpitalnego mieszkania, gdzie lokatorzy zmieniali się tak często, jak pacjenci na oddziałach. Bum, stuk, puk. Zatkałam uszy. Kiedyś w takich chwilach słuchałam muzyki, która znaczyła dla mnie wszystko, ale to było dawno.
Zakryłam głowę kołdrą, znikając w bańce ciszy.
Wiedziałam, że niedługo skończy się świat. Zamkną kawiarnie i parki, a życie zatrzyma się w miejscu. Powinnam cieszyć się ostatnimi dniami wolności i wyjść na miasto w piękny marcowy wieczór, ale zniknęłam między literami książki z tego samego powodu, dla którego robię wszystko.
Żeby zapomnieć, że tu jestem.