- Piotrek, mówię ci, w życiu najważniejsze jest ustalanie priorytetów. Popatrz, ile nowych spraw nagle na nas spłynęło, a mimo to idziemy naprzód, realizujemy się, radzimy sobie. Słuchasz mnie?
- Tak, kochanie. Całe szczęście, że mamy priorytety. - powiedział zamyślony Piotr.
- Co ty tam piszesz? - krzyknęła poirytowana.
Olga nie znosiła, gdy ktoś ją ignorował i nie angażował się całym sobą w rozmowę z nią. Od razu przypominała sobie, jak jej matka nadskakiwała wiecznie niezadowolonemu mężowi, a jej ojcu. Chimeryczny charakter pana Pęcherza i całkowita spolegliwość pani Pęcherzowej stanowiły gwarancję, że ten związek przetrwa. Olga - odkąd przeczytała "Martę" Orzeszkowej i "Kobiety" Nałkowskiej - wiedziała, jaką chce być kobietą. Ona nie będzie czekać na męża z obiadem ani tym bardziej pytać go, czy w najbliższy piątek może wyjść do fryzjera.
- Nie słuchasz mnie i ciągle coś piszesz.
- Napisałem dla ciebie wiersz stychiczny z rymami parzystymi, żeńskimi.
- Jaki wiersz?
- Stychiczny. Bez podziału na zwrotki.
- Długi?
- Ma szesnaście wersów.
Po chwili namysłu, zbita z tropu Olga odpowiedziała:
- Co do rymów, znam jedynie te częstochowskie. Talerze - żonglerze albo dynia - świnia - zaśmiała się drwiąco. - Nie możemy o tym porozmawiać później?
Olga nie miała teraz ochoty wysłuchiwać deklamacji jakiegokolwiek wiersza; chciała omówić z mężem ich finanse, wydatki i nowe pomysły w dziedzinie zdalnego nauczania dwójki ich dzieci. Na jednym z rachunków bankowych zgromadzili środki, które Olga planowała wydać za rok na huczne świętowanie jej czterdziestych urodzin. Oboje z Piotrem chętnie korzystali z licznych zaproszeń na kolejno wysypujące się czterdziestki ich znajomych. Jej impreza urodzinowa nie mogła więc nie odbyć się albo - co gorsza - odbyć się w zaciszu domowym, gdzie wraz z najbliższymi i bez pompy przyszłoby jej wejść w wiek 40 plus. Piotr zgodził się już na dwudniowy bal urodzinowy żony z listą gości sięgającą 50 osób. Zaplanowali również tygodniowy wyjazd na Maderę, bez dzieci i znajomych, z nadzieją na niezapomniane chwile tylko we dwoje. Zresztą, w towarzystwie byłoby to dobrze widziane i stanowiło oznakę prawdziwej przynależności do grupy ludzi żyjących na odpowiednim poziomie, gdyby bal w miejscowym hotelu The Squirrel***** okrasili zagranicznym wypadem. Olga mawiała, że jej stanowisko kierownicze zobowiązuje ją do bywania i dbania o pozytywny wizerunek. Mąż, dzieci, dobra praca, znajomi z określonego kręgu z niezłymi koneksjami, osobisty trener w siłowni, cotygodniowe spotkania z prawdziwymi przyjaciółkami w spa i szafa z odpowiednia liczbą ubrań od projektantów.
Piotr coraz częściej spoglądał na żonę zdziwionymi oczami. Akceptował jej pomysły, ale też czuł, że jego, Piotra, jest stopniowo mniej i mniej. Polonista kontra menedżer. Brakuje spójnika "i", który mocno łączyłby tych dwoje.
- Dzwoniłam do informatyka. - rzuciła nagle Olga.
- Po co? - Piotr wytrzeszczył oczy.
- Mówiłam ci już, że Kacperek ma do wykonania dwie prace. Czekaj, zaraz przeczytam polecenie.
Olga sięgnęła po telefon. Po zalogowaniu się na stronę szkoły, odnalazła wykaz zadań, zleconych przez nauczycieli dla uczniów.
- O, jest informatyka! Słuchaj: "Proszę przeczytać tekst z podręcznika, a następnie wykonać obróbkę fotografii stanowiącej ostatnio nadesłaną pracę. Obróbka fotografii to na przykład kadrowanie, zmiana kontrastu, nasycenie kolorów, wygładzanie czy wyostrzanie."
Olga poczerwieniała na twarzy. Jak zwykle ogarnęły ją emocje, gdy tylko czyta informacje od nauczycieli, które zaczynają się od nagłówka "zdalne nauczanie".
- Oluniu, a co ma wspólnego nasz Kacperek, jego praca z informatyki i jakiś informatyk, do którego dzwoniłaś? - powiedział wolno Piotr.
- Kacperek musi mieć pasek na koniec roku szkolnego. Przecież, jak nie załatwi informatyki na 5 lub 6, może nie mieć średniej do paska.
- Kacper jest w szóstej klasie. Świat się nie zawali, jeśli nie otrzyma promocji z wyróżnieniem.
- Jak możesz tak powiedzieć? Wszystkie dzieci naszych znajomych mają zawsze świadectwa z wyróżnieniem. Na jaką ja matkę wyjdę w oczach ludzi? Do tego pomyślą, że mamy głąba. Nie dokleją mi łatki matki bez ambicji! - krzyknęła Olga.
- Myślę, że Kacper sam może zrobić prace na informatykę. Całe dnie siedzi przed komputerem. Chyba umie "obrobić" zdjęcia? Proszę Cię, dajmy mu chociaż szansę, by sam wykonał zadania. - powiedział błagalnie Piotr.
- Nie zgadzam się. Sam zrobi i dostanie czwórkę albo trójkę. Informatyk się przyłoży i będzie problem z głowy. Profesjonalnie wykona zadania za 200 zł.
- Coooo?
- A co myślałeś, że za ile?
- Nie chcę, żeby nasz syn wyrósł na drugiego Tomaszka Niechcica! - uniósł się Piotr.
- Na kogo? O kim ty mówisz?
Zapadła cisza. Wzrok obojga spotkał się i zastygł. Czas domowej izolacji łączył się nierozerwalnie z karuzelą emocji. Ograniczenie kontaktów społecznych połączone z nową jakością życia zaczęło doskwierać rodzinie Linieckich. Olga pragnęła poukładać to nowe życie, organizując dostawę zakupów do domu, nauczycieli, którzy za pieniądze rozwiążą zadania domowe dla dzieci, a także swego rodzaju harmonogram dnia dla wszystkich. Piotr nie lubił wyblakłej, korkowej tablicy wiszącej w kuchni z mnóstwem tabel i zapisów w czterech kolorach. Czerwony - Olga, niebieski - Piotr, zielony - Kacper, a różowy - Nadia. Wszyscy mieli swoje miejsce na tablicy. Spontaniczne okazywały się jedynie awantury domowe oraz rozmowy telefoniczne z tymi, których jeszcze do połowy marca można było spotkać w realnym życiu. Przeglądanie mediów społecznościowych mogło zakończyć się kolejną draką w domu. Anka sfotografowała się juz kilka razy - sama, z mężem, z mężem i dziećmi; Barbara wrzuciła do sieci ogromną liczbę zdjęć obiadów, deserów, tortów i ciastek własnej roboty; Agnieszka i jej mąż pokazali swojego kota, Rambo, w pozach, które bawiły zaledwie na kilku pierwszych zdjęciach; pojawiła się i rodzina Bednarzy - ci ubrali się w koszulki z orłem na piersiach, gdyż są patriotami i się tego nie wstydzą; Robert, który w tamtym roku dał się złapać na podwójnym życiu, zaprezentował wspominkowe zdjęcie z papieżem, podpisując je słowami: "Zawsze wierny zasadom". Olga przeglądała cudze szczęśliwe, patriotyczne, kulinarne, sportowe, dziwaczne zdjęcia i szukała okazji, by pokazać innym, że i ona ma ciekawe życie w czasie pandemii. Czekała na odpowiedni moment, jakąś inspirację, by zorganizować rodzinne zdjęcie, które wrzuci do sieci. Piotr musi się zgodzić.
Z głuchej ciszy wyrwał małżonków głos Nadii:
- Znowu się kłócicie? Kiedy będzie normalnie? - zapytała ze łzami w oczach.
Piotr przytulił córkę, pogłaskał ją po głowie i już miał odezwać się do córki, gdy nagle Olga rzuciła:
- Zostańcie w tej pozie! Nie ruszajcie się.
Pobiegła po telefon. Chwilę później zaczęła się sesja zdjęciowa ojca i córki. Cały świat miał się zachwycić czułością ojca względem przytulonej do niego ośmiolatki.
- Przesuńcie się jednak nieco w lewo. - rozkazała Olga.
- Co to za różnica, gdzie stoimy? - zapytał z podniesiona brwią Piotr.
- Różnica jest ogromna. Teraz uchwycę na zdjęciu nie tylko was, ale i tło.
Na ścianie, za plecami ojca oraz wtulonego w niego dziecka, wisiał pokaźnych rozmiarów obraz "Ostatnia wieczerza". Chrystus ze spokojem obwieścił właśnie apostołom: „Zaprawdę powiadam wam, że jeden z was mnie zdradzi”. Judasz Iskariota czekał wycofany, milczący, dzierżąc sakiewkę pełną srebrników z nadzieją, że nikt się nie domyśli, kim jest naprawdę. Jednak sakiewka - corpus delicti - zdawała się coraz bardziej ciążyć.
- Jest r e w e l a c y j n i e! O to chodziło!
Pełen ekscytacji głos Olgi zagłuszył nagle dźwięk dzwonka do drzwi. Piotr poszedł sprawdzić, kto po południu dobija się do ich domu.
- Dzień dobry! Paczka dla pani Olgi Linieckiej.
Kurier położył przesyłkę przed drzwiami wejściowymi, po czym pośpiesznie oddalał się w kierunku samochodu.
Olga wiedziała, co stanowi zawartość niedużego pakunku. Pozostało jej teraz wytłumaczyć rodzinie, jaki pomysł zrealizowała. Ostrożnie otworzyła paczkę i wyjęła z niej złoty sygnet rodowy z herbem rodu Linieckich.
- Skąd masz ten sygnet? - zapytał osłupiały ze zdziwienia Piotr.
- Dostałam od pewnego mężczyzny, który nosi to samo nazwisko, co my.
- Dostałaś? Czy kupiłaś?
- Dostałam. Jednak nie o tym chcę rozmawiać. Słuchajcie, od tego popołudnia nie jesteśmy już zwykłymi Linieckimi. Staliśmy się ludźmi z odpowiednim pochodzeniem.
Parę dni później media podały, że Roman Dworecki stracił stanowisko prezesa w jednej z bardziej znanych korporacji. Nowym prezesem został Krzysztof Liniecki. Pracownicy firmy szeptali podszyci strachem, że stary prezes stracił pracę przez jedną ze swych kierowniczek, która w niejasnych okolicznościach pomogła Romanowi przejść na wcześniejszą emeryturę.
Szczęśliwa Olga zamieściła w internecie, obok zdjęć swojej rodziny, wpis, który miał utrzeć nosa wszystkim jej znajomym. Zdobyła rzecz pożądaną, taką, bez której nie była wystarczająco podziwiana. W towarzystwie stała się bezkonkurencyjna. Liczba udostępnień i lajków przeszła jej oczekiwania.
[i]Czas pandemii to czas, kiedy każdy docenia swoich najbliższych, dla których zwykle nie ma wolnego poranka czy popołudnia. My, rodzina Linieckich, celebrujemy wspólne chwile i czerpiemy radość z bycia razem w tak trudnym czasie. Dobry los sprawił, że odnaleźliśmy też swoje korzenie. Mój mąż - jak się okazało - pochodzi ze starej, polskiej arystokracji, do której należała znaczna część ziem wschodnich. Kochani! Nie tylko szlachectwo obliguje do życia według dewizy "Bóg, Honor, Ojczyzna". Zwłaszcza teraz, gdy mamy wspólnego wroga, którym jest wirus, nie kłóćmy się, nie niszczmy a budujmy i żyjmy ze sobą w zgodzie i prawdzie.
[/i]