W tym temacie pragnę Wam przedstawić pewne fragmenty, które przed chwilą wygrzebałam z dysku zewnętrznego. Chcę nie tylko konstruktywnych komentarzy, bowiem bardzo mi zależy, byście powiedzieli czy te fragmenty by się nadawały do wplecenia do innego, aktualnego opowiadania. Lubię takie "przeplatanki". Czy te fragmenty mogą być takimi jakby... dodatkami (mowa tu o dramacie psychologicznym, ale wiadomo że nie wszystko jest takie, jakie nam się wydaje, jedna scena bądź dwie mogą zupełnie odbiegać od całości) ?
W sumie, teraz pomyślałam że równie dobrze mogę te fragmenty przeznaczyć na inne opowiadanie, na które mam pomysł, ale jeszcze go nie tworzę. Na razie moją głowę zaprząta duża przerwa od konkretnego pisania, acz formalnie zajmuję się opowiadaniem "Strzał", które umieściłam kiedyś na tym forum. Kiedy motywacja i wena wrócą, wezmę się oczywiście za 'Strzał", a potem zabieram się za to nowe.
Tak, proszę Was byście te fragmenty ocenili.
Uwaga: jeśli tekstu jest za dużo, możecie śmiało przeczytać i skomentować jedynie jeden tekst z dwóch tutaj obecnych.
*
Twoje zastygłe w bezruchu ciało leży na dość wielkim, szpitalnym łóżku. A ręce i nogi, pozbawione życia, obwiązane niezliczoną ilością rurek i kabli, wijących się po twoim ciele niczym stado kąsających węży. Przykryta delikatną materią nieskazitelnie białego prześcieradła, leżysz tak, zapewne pozbawiona trosk i niepokojów - skupiska natrętnych myśli, które w tym samym czasie roją się w głowach wszystkich twoich bliskich. W głowach tych wszystkich, którzy przeżyli z tobą dnie i radości i smutku. Oni wszyscy tracą zmysły, bo wciąż zaprzątają sobie myśli twoim stanem... tylko nie ty - ta, która odpowiedzialna za ich zmartwienia. Dlaczego to takie niesprawiedliwe?
Nawet nie raczysz mnie swym spojrzeniem, prawda? Ale ja widzę cię, obserwuję twoją osobę od kilku godzin, za wielkimi, masywnymi drzwiami. Stoję tak, w bez ruchu, z policzkiem przylepionym do szklanej szyby, okiem zwróconym na twoją osobę. Tak chciałabym przebić tę blokadę, jaką stanowiły dla mnie te masywne drzwi. Próbuję je pchnąć, jednak daję za wygraną, poznając ich ciężar. Widzę, jak twoja blada ręka wysuwa się spod białego prześcieradła, a z czubka palca, kropla za kroplą, sączy się krwistoczerwona ciecz.
Wspomnienie tamtej chwili wciąż tkwi mi przed oczami. Wspomnienie tak wyraziste, prawie że aż namacalne. Świst przejeżdżającej ciężarówki przecinającej powietrze z nieodgadnioną szybkością i ta dezorientacja, która mnie zaatakowała, kiedy to odwróciłam się w lewą stronę, a ciebie tam nie było. I mnóstwo niewypowiedzianych emocji splątanych w szok, kiedy to podnosząc wzrok przed siebie, ujrzałam twoje ciało na ulicy, zatopione w kałuży krwi, oraz jasne loki rozproszone na granatowej jezdni. Postrzępiony materiał hipisowskiej torby oraz kilka mało ważnych przedmiotów, które się weń mieściły rozsypane na ulicy. Dźwięk syreny karetki pogotowia, przeciskający się przez przewód słuchowy oraz nieznośnie świdrujący myśli, wzbogacając je o dezorientację.
Widzę, jak świdrujesz wzrokiem biel sufitu. Widzę twoją bezradność i zupełną dezorientację. Zauważam grymas cierpienia rodzący się na twoich delikatnych ustach, które po chwili otwierają się gwałtownie. Wiem, że chcesz krzyknąć, lecz z twoich ust wydobywa się jedynie cichy chryp. Z paniki szamoczesz się wśród skupiska rurek i przewodów, plątając się jeszcze bardziej - po chwili jednak jeden z lekarzy podchodzi do ciebie i nagle zapadasz ponownie w niespokojny sen.
Po chwili czuję łzę przepływającą przez mój policzek. Próbuję powstrzymać płacz, lecz rosnące we mnie poczucie samotności wciąż wzrasta... i wzrasta.
Kryję twarz w dłoniach. W dłoniach, które tak często tonęły w morzu twych śnieżnobiałych włosów, dotykały twoją szczupłą twarz oraz napawały się ciepłem twojego ciała. Tak chciałabym znów poczuć ciepło twojej bliskości, przypomnieć sobie kształty twojego ciała kawałek po kawałku.
*
Gdziekolwiek się obejrzała, widziała wielki, ciemny, zagęszczony od drzew o dość grubych pniach las. Przez zasłonę zbudowaną z liści i drzew ich koron prześwitywało zaledwie kilka wstąg światła, rzucających się na miękką ściółkę leśną. Klara spojrzała na swoje ręce - w jednej z nich mocno ściskała nóż z elegancko rzeźbioną rączką. Krople krwi zdobiące jego czubek mieniły się swoją subtelną czerwienią z blasku mało widocznego słońca. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w wyrazie niedowierzania i strachu. Chciała otworzyć dłoń, by wypuścić narzędzie zbrodni ze swojej drobnej, bladej ręki, jednak w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób nie mogła tego zrobić. Albo nie chciała, albo ciało odmawiało jej posłuszeństwa - niestety, nie potrafiła skupić się na swoich myślach, dlatego nie wiedziała, która z tych opcji jest prawdziwa. Zamiast tego nerwowo świdrowała wzrokiem otoczenie. Chciała krzyknąć - jednak kiedy próbowała rozbudzić w gardle drgania, z jej ust wydobył się mało słyszalny nawet dla niej samej pisk. Chciała pobiec jak najdalej od tego absurdu, jednak nogi zdawały się jej tak ciężkimi, że z wielkim trudem zrobiła cztery kroki, na dodatek bardzo się przy tym męcząc. Zza pleców dobiegł ją szum liści targanych przez wiatr, a po kilku sekundach - jakiś cichy, zmysłowy głos nawołujący jej imię, który wydawał się Klarze dziwnie znajomym, jednak nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd go znała. Głos ten był lekki i kuszący; w końcu przeistoczył się w nucenie, a potem w powolną, majestatyczną melodię, która mimo subtelności dźwięków przyprawiała dziewczynę o nieprzyjemne ciarki na plecach, a po jakimś czasie - o nieznośny ból głowy. Nagle liście drzewa rosnącego naprzeciwko niej zaszumiały, a spomiędzy nich wyłoniła się niewyraźna sylwetka. Klara cofnęła się o krok, oddychając niespokojnie. W jednej, niespodziewanej chwili nieodgadniona postać pojawiła się przy jej ciele. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, które w końcu przybrało na sile - jakby tysiące małych, ostrych noży otoczyło je, powoli wbijając się w jego miękką konsystencję. Ból rozrósł się na całą klatkę piersiową, paraliżując po kolei tułów, nogi, stopy, całe ciało, w końcu - umysł. W środku cała krzyczała, jednak na zewnątrz można było zobaczyć tylko ubraną na zielono, trzeźwo stojącą dziewczynę. Klara zobaczyła ją w szabli trzymanej przez przyodzianą w nieskazitelną biel postać - tak, to na pewno była ona. "Dlaczego wyglądam tak normalnie?" zadała sobie pytanie, podczas kiedy, zwijając się z bólu, utraciła panowanie nad nogami i upadła na ziemię. Spojrzała na swoje ręce - pokrywała je metaliczna, krwistoczerwona ciecz, powoli rozlewająca się po rękach i reszcie ciała. Już nie wiedziała, czy to, co czuła było bólem, czy zwyczajną dezorientacją. Obraz, który wcześniej widziała tak wyraźnie - drzewa rosnące jedno przy drugim - zaczął rozlewać się w jedną, brązowo - zieloną plamę, która w końcu pociemniała, aż Klara miała przed sobą jedynie czerń, w której nie można było dostrzec niczego. Dziewczyna, wcześniej nie mogąca wydobyć z siebie żadnego dźwięku, tym razem krzyknęła przeraźliwie. Jej głos rozprzestrzenił się po całym lesie.