Post#535 » 27 gru 2014, o 20:44
Moja kreatywność zaszalała przy wymyślaniu tytułu.
[center]Pomocnik Świętego Mikołaja[/center]
Tego dnia życie Laponii zastygło na kilka minut strwożone.
Święty Mikołaj, naczelny celebryta i autorytet, pojawił się w głównym wydaniu popołudniowych wiadomości. Nerwowo głaszcząc brodę, podzielił się z mieszkańcami łamiącą serce informacją:
— Parę dni temu dotarła do mnie niepokojąca wiadomość — zaczął gorzko. — Zwlekałem z jej nagłośnieniem, mając nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Niestety, przeliczyłem się... Mój syn nie chce być moim następcą.
Usłyszał, jak całe studio nagraniowe, wzięło wielki haust powietrza i wstrzymało je na dłuższy moment.
Jak można nie chcieć być Świętym Mikołajem?, zachodziła w głowę większość populacji tej zimnej krainy. Ów zawód był przecież marzeniem praktycznie wszystkich chłopców (i niektórych dziewczynek), a tutaj ktoś zamierzał zrezygnować z takiej okazji?
Mikołaj potarł kącik oka, w którym zamajaczyła łza.
— Nie pozostaje mi nic innego, jak pogodzić się z jego decyzją. Dlatego jestem tutaj, by ogłosić poszukiwania pomocnika, który zostanie kolejnym Świętym Mikołajem — przybrał oficjalny ton. Nie musiał tłumaczyć szczegółów. Każdy mieszkaniec Laponii wiedział, że oprócz zwykłych elfich pomocników, jest jeszcze ten najważniejszy, któremu powierzane są największe tajemnice, a kiedy nadejdzie odpowiedni czas, zostaje on kolejnym Świętym Mikołajem. — Na listy z aplikacjami będziemy oczekiwać do końca tygodnia. Szkolenie rozpocznie się wraz z pierwszym dniem świąt.
Podał adres swojej siedziby, pożegnał się z widzami i ruszył w drogę powrotną.
Podły nastrój nie dawał mu spokoju. Pierwszy raz w swojej karierze odmówił pozowania do zdjęć napotkanym po drodze turystom. Przyjeżdżali w te strony bez względu na porę roku (w końcu zawsze czekał na nich śnieg), ale w przedświątecznym okresie było ich zawsze dwa razy więcej. Każdy chciał spotkać tego prawdziwego Mikołaja, zamienić kilka słów, pociągnąć za brodę, wrzucić list do skrzynki przy Fabryce Prezentów i oczywiście uwiecznić wszystko na fotografiach.
W końcu dotarł do celu. Otworzył masywne drzwi i powlókł się smętnie do kuchni, w której prawie cały czas można było znaleźć jego żonę wypróbowującą nowe przepisy i udoskonalającą te już znane. Na zapach cynamonowych babeczek, siedzących jeszcze w piekarniku, mężczyźnie zaburczało w brzuchu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przez okropne samopoczucie nie zjadł tego dnia nawet skromnego śniadania.
— Coś ty taki nie w sosie? — Kobieta zwróciła się do męża, oprószając cukrowymi płatkami śniegu kolejną porcję słodkości. — Dalej męczy cię ta decyzja?
Jedynie westchnął w odpowiedzi.
— Dobrze, że powiedział ci teraz, a nie za kilkadziesiąt lat. Co wtedy byśmy zrobili, wyobrażasz sobie? On ma pomysł na siebie, chce się dalej uczyć, rozwijać, podobno ma zdolności...
Mikołaj jednak ciągle miał poczucie zmarnowanych kilkunastu lat.
— O wilku mowa — stwierdziła na widok syna wparowującego do kuchni.
Dopiero co skończył szkołę średnią. Miał dostać większe uprawnienia w Fabryce Prezentów, dostęp do listów... jednym słowem — pracę na cały etat.
— Ech... — Święty Mikołaj westchnął ponownie. — Jesteś pewnie, że już nie zmienisz zdania? Wiesz, jeszcze nic straconego, wszystko można odwołać...
— Nie, tato – odezwał się chłopak. — W wieku pięćdziesięciu lat zamierzam być szczupłym facetem bez zarostu na twarzy. Daj szansę komuś, komu sprawia radość uszczęśliwianie innych. Ja chcę uszczęśliwiać siebie.
— Egoista — mruknął ojciec.
Otworzył swoją sekretną szufladę (choć nikt z domowników nie wiedział, dlaczego nazywał ją właśnie tak – nie miała klucza i każdy wiedział, co się tam znajduje) i wyciągnął paczkę słabych papierosów.
— Bój się Boga! — podniosła lament Mikołajowa. — Jeszcze ktoś cię zobaczy! Chcesz zepsuć swój wizerunek przed samymi Świętami?!
On jednak, przepełniony żalem i złością, zdawał się nie słyszeć tego głosu rozsądku. Bez słowa udał się do swojego gabinetu, gdzie oddał się chwilowej tytoniowej rozkoszy.
[center]*[/center]
Przez kolejne dni w siedzibie Mikołaja panująca atmosfera stała się jeszcze cięższa. Nie zamienił z synem ani słowa, a żony starał się unikać na tyle, na ile mógł (to znaczy wyłączając czas posiłków i noce w małżeńskim łożu). Grzebał w papierach, siedział w pokoju przeznaczonym do pracy; Święta musiały się przecież odbyć, a prezenty zostać dostarczone na czas.
Mężczyzna aż podskoczył, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
— Proszę — zarządził, odchrząknąwszy.
Do pomieszczenia weszły dwa elfy, a każdy taszczył na plecach wielki worek. Ich zawartość wkrótce wylądowała na środku puchowego dywanu.
— Co to ma być? — zdziwił się Mikołaj, patrząc z niedowierzaniem na górę listów.
— Odpowiedzi wezwanie Świętego — odparł jeden z podwładnych z szerokim uśmiechem. — Miłego wybierania!
Elfy zniknęły, a Mikołaj niechętnie zwlókł się z wygodnego fotela. Zaczął swoją przeprawę przez stos różnobarwnych kopert. Trafiło się nawet kilka listów z egzotycznych zakątków świata. Pisali i młodzi, i starzy. Dołączali zdjęcia.
Przesiał pocztę, zostawiając jedynie wiadomości od najmłodszych. Musiał przecież zdobyć zaufanie swojego następcy i mieć czas, by wdrożyć go we wszystkie trybiki oraz sprawić, żeby wykonywał swoje zadania profesjonalnie. A jeśli po kilku latach człowiek ten by się nie nadawał, miałby jeszcze czas, by poszukać kogoś innego.
Wraz z odłożonymi listami przesiedział całą noc. W końcu takie zadanie spadło na jego barki po raz pierwszy. Dotychczas funkcja Świętego Mikołaja przechodziła z ojca na syna. Głowił się, czy zwracać uwagę na błędy ortograficzne (w końcu to tylko dzieci). Nie chciał też pozbawiać kochających rodziców pociechy. Dlatego wybrał dziesięciolatka, który ich nie posiadał. Poradził się jeszcze żony, czy podjął dobrą decyzję.
[center]*[/center]
Chłopiec przybył dwa dni później. Onieśmielony, ale i podekscytowany, przekroczył próg siedziby Świętego Mikołaja. Jako że gloryfikowano skromność, tak i ten najbardziej znany człowiek zimnej krainy nie posiadał willi, a zwykły, acz przytulny, dom.
Na powitanie wyszła Mikołajowa. Jej krągłości opinał (praktycznie nieodłączny) fartuch kucharski. Pachniała cynamonem.
— Jak minęła podróż? Pewnie męcząca? — spytała, lecz od razu kontynuowała, nie dając dziecku dojść do słowa. —Musisz być głodny! Chodź, zaraz nakryję do stołu i zjesz obiad z deserem.
— A gdzie Mikołaj?
— Mikołaj jest zapracowany — odparła, wiedząc, jak trudno mężowi zaakceptować pojawienie się nowego członka rodziny. — Nie wiadomo, czy dzisiaj w ogóle pojawi się w domu.
Zjawił się jednak, gdy chłopiec oglądał swój nowy pokój. Mikołaj nie zamienił z nim zbyt wiele słów, jedynie grzeczności, jakich wymaga się od jego osoby. Ale zdobył się na to, by pozwolić dziecku przypatrywać się ostatnim pracom związanym z prezentami — wypisaniu wszystkich adresów oraz pogrupowaniu podarków i włożeniu ich do worków z nazwą miasta.
— Czas spać — powiedział po zawiązaniu ostatniego worka. — Jutro czeka nas długi dzień.
[center]*[/center]
Chłopca zbudziła Mikołajowa, przynosząc mu do łóżka gorące kakao i kanapki. Mimo zmęczenia, zjadł szybko śniadanie i założył przygotowane wcześniej ubrania. Trudno było pohamować ekscytację — miał przejechać cały świat w magicznych saniach, zaprzęgniętych w renifery!
Ziemia z góry wyglądała zatrważająco pięknie — pod płaszczem nocy widać było jedynie wijące się rzeki świateł. Nie było jednak wiele czasu, by podziwiać widoki, trzeba było pilnować adresów — patrzeć na mapę, odhaczać odwiedzone domy i dostarczone prezenty.
Mikołaj i jego pomocnik wślizgiwali się przez kominy lub — chwała tym, którzy pomyśleli o niewygodzie komina — wchodzili przez uchylone okna. Korzystali również z tylnych drzwi, jeśli te były otwarte.
Wrzucali prezenty do skarpet wiszących nad kominkiem, układali pod choinką. Starali się zawsze uszczknąć coś z poczęstunku, żeby gospodarzom nie było przykro, ale po kilku godzinach mieli już dosyć. W końcu ile można skonsumować maślanych ciasteczek popijanych mlekiem?
A kiedy zaczęło świtać, wpatrywali się przez okno do środka ostatniego domu z listy. Ich serca rosły na widok uśmiechów dzieci i dorosłych.
— To zdecydowanie to, co chcę robić przez całe życie: sprawiać ludziom radość, spełniając ich świąteczne marzenia — stwierdził chłopiec. — Tak jak ty spełniłeś moje marzenie.
Mikołaj uśmiechnął się, uświadamiając sobie, że pomimo kilkunastoletniego podróżowania z synem, nigdy nie usłyszał od niego takich słów. I mimo że wiedział, iż po raz kolejny jego nadzieje mogą okazać się płonne, czuł, że jego następca będzie jednym z najlepszych Mikołajów w historii.