Ostatnio po głowie chodzi mi filmowy Thorin -Richard Armitage... Jakoś w Hobbicie nie zwróciłam na niego specjalnie uwagi (może przez to przebranie), acz, jak dorwałam się do Północ&Południe - umarłam... Nie jest typem klasycznego hollywoodzkiego przystojniaka, ale ma w sobie jakiś niewymuszony wdzięk, skromność i serdeczność, które powodują o wiele większą falę uderzeniową świądu interesownego aniżeli we wcześniejszym przypadku. A może to ten jego wzrok, który <ZALECI FANGIRLIZMEM!> rozrywa majtki?
Ha! Cieszę się, że ktoś jeszcze oprócz mnie to zauważył! Gość ma coś w sobie.
