Ostatni post - 7 miesięcy temu. O mamo.

Ożywiam trupa.
Jest L4, jest i powrót.
Ostatnio czytałam
Trędowatą. Pożyczyłam wersję okropnie zedytowaną, pełną literówek, redakcyjnych bubli i tego typu niespodzianek, ale po jakimś czasie przywykłam.
Co do samej treści... ciężko mi ją ocenić. Obiektywnie rzecz ujmując - tanie romansidło z dobrym wglądem w społeczeństwo arystokratyczne ziem, umówmy się, że polskich, przełomu XIX i XX w. Nic odkrywczego, postacie nieco topornie kreślone, a Stefcię można nazwać bez wahania Mary Sue.
Mimo to, "Trędowata" jest jakoś dziwnie urocza, pod takim stricte babskim, romantycznym względem. Jakoś tak życzy się głównej parze jak najlepiej, chciałoby się ich zobaczyć razem, kibicuje się im.
Jest to dobre czytadło, ale na pewno do wybitnego mu brakuje. Spodziewałam się czegoś lepszego, czegoś więcej, mając w pamięci film Hoffmana; wydaje mi się, że gdyby Mniszkówna publikowała to dzisiaj, to również sprowadzona zostałaby do parteru ("Trędowata" na początku opinie miała, hm... przykiepskawe, o).