

Pozwoliłam sobie odmienić słowo „jemioła” — można tak? Bo nie wiem, a nijak mi nie pasowało. :c Pogrubiam wymagane słowa, jak coś.

2 grudnia: jemioła, szarość, pył.
Futerko białego renifera pochłonęła szarość, gdy wsiąkały w nie krople deszczu. Rudolf kichnął przeraźliwie głośno. Mikołaj chrząknął karcąco. Nie po to się ukrywali, żeby teraz ich wydał.
Przyglądali się, jak mały chłopiec skakał radośnie w płytkiej kałuży. Zima nie dopisała i w tym roku. Ale to nic. Serce Mikołaja rozgrzewał widok dziecięcej radości. O co poprosił? Żeby tata dał mamie buziaka pod jemiołą.
— Jacuś! Do domu!
— Jeszcze chwilkę!
Mama Jacusia wyszła przed drzwi. Zaciągnęła go do domu przy akompaniamencie płaczu.
Mikołaj westchnął ciężko.
Najpiękniejszy samochodzik, kolejka czy rowerek nie były w stanie naprawić marzeń dziecka, które rozsypały się w pył.