- Szósta rano! Kiełbasy! - jęknął.
Po chwili drzwi wyleciały z zawiasów i do środka wleciały granaty hukowe. Oddział antyterrorystyczny aresztował Dereca. Do mieszkania weszli aspirant Mieczysław Nocul i sierżant Przemysław Gibalski.
- To jest ten postrach Sandomierza? - spytał Nocul.
- Ta - odparł dowódca AT - Kamil Derec pseudonim Prosiak, lat trzydzieści osiem.
- Co ty, myślałeś, ćwoku, że się ukryjesz z listem gończym na karku? - spytał Gibalski.
- Spierdalaj... - mruknął Derec.
- Co tam bełkoczesz?
- Nic.
- Dobra, Gibal - Nocul otworzył ogromną szafę stojącą naprzeciw łóżka. - O kur...
- Co? - Gibalski podszedł do szafy. - To jest to, co myślę?
- Zaraz sprawdzimy.
Nocul wziął do ręki jedną z paczek, wbił nóż i zaciągnął się.
- Ta, to koka.
- Tego jest tutaj więcej.
- No, pół tablicy Mendelejewa. Hmmm, rzućmy okiem... - Nocul zaczął wyjmować pakunki z szafy. Wtem ujrzał plamę krwi.- Kurwa, co to jest?
Za pakunkami z kokainą leżały zwłoki góra 19- letniej dziewczyny.
- No i świetnie. Prokurator przyjebie ci jeden cztery osiem, Kamilku. Zabierzcie go - rozkazał Nocul antyterrorystom.
W tym samym czasie ksiądz Mateusz Żmigrodzki udzielał sakramentu spowiedzi pani Teresie.
- Wszyscy mamy problemy, proszę księdza.
- Słucham.
- Mój mąż zdradził wszystkie nasze wspólne ideały.
- Jakie to ideały?
- Adolf Hitler, Benito Mussolini, Józef Stalin, Mao Zedong, Idi Amin, Osama bin Laden, Pol Pot, Saddam Husajn i Che Guevara. Kiedyś był zupełnie inny.
- Każdy człowiek może się zmienić.
- Ja myślałam, że zmienię go siłą...
- Człowieka nie zmienia się siłą, człowieka trzeba zmieniać miłością.
Nagle w całym kościele rozległo się: Heszke w meszke him heszke w meszke him ryszkiszyszkiszyszki to Król Albanii....
- Przepraszam, to mój telefon. - powiedział Mateusz. - Dzwoni inspektor Możejko, muszę lecieć.
Ksiądz Mateusz wsiadł na rower i pojechał w kierunku komisariatu. Inspektor Orest Możejko akurat kogoś przesłuchiwał na pierwszym piętrze.
- Co? Przecież ja nikogo nie zabiłem!
- Liczył pan na to, że wszyscy pomyślą, że to nieszczęśliwy wypadek...
- Nie! Ja przysięgam...
Możejko wyjął paralizator i zabił przesłuchiwanego. W tym czasie do środka wszedł Mateusz.
- Szczęść Boże, czekałem na księdza.
- Dlaczego ten człowiek leży na ziemi?
- A, zawijamy gnoja do izby wytrzeźwień. Muszę księdzu coś pokazać.
Możejko i Mateusz udali się do stanowiska komputerowego aspiranta Nocula.
- To galeria dilerów, wszystkich ewentualnych podejrzanych o udział w tym biznesie z naszych terenów.
- W jakim biznesie? - spytał Mateusz.
- Narkobiznesie - odparł Możejko. - Co tam masz, Mietek?
- Ludwik Boski ps. Kiełbasa...
- Skurwiel zdechł w strzelaninie. Dalej.
- Kamil Derec ps. Prosiak, zawinięty.
- Kolejny?
- Jerzy Jarosz ps. Sałatka.
- Gdzie go znajdziemy?
- Batorego osiem, stacja Orlenu.
- A co on robi u Obajtka?
- Pracuje jako sprzedawca.
- Porucznik gangu narkotykowego robi na kasie? To ci dopiero.
- No, to chyba jest okazja, żeby tą sprawę ostatecznie zakończyć - powiedział Mateusz.
Wyszli wszyscy trzej z berettami w rękach i poszli w kierunku radiowozów. Idąc, Nocul zauważył na ulicy seksowną laskę. Skutkowało to erekcją tak ogromną, że zesztywniały penis przebił jego spodnie. W tym samym czasie zaczął padać deszcz.
- Hmm... w sumie mógłbym teraz zacząć szczać, a i tak nikt by tego pewnie nie zauważył, bo by pomyślał, że to deszcz - powiedział Mietek.
- Co ty odpierdalasz? -wrzasnął Możejko. - Musimy teraz wracać, żebyś przebrał spodnie. Kurwa, Nocul, ty zawsze musisz tak wszystko opóźniać, pedale?
Wrócili się na komisariat, a po kilku minutach wyszli ponownie.
- Zapomniałem kropidła, a za kilka godzin mam chodzić po kolędzie do parafian. Musimy się wrócić. - powiedział Mateusz.
- Kurwa, ile jeszcze?! - spytał Możejko.
Wrócili się po kropidło i wyszli jeszcze raz.
- Kurwa, co to za kamery? - spytał Możejko przebywającą obok ekipę filmową.
- Jesteśmy z TVP. Nagrywamy nowy odcinek serialu Ojciec Mateusz - odparł kierownik produkcji.
- Co kurwa?
- No, to serial o was. Coś jak połączenie La Casa de Papel, Sherlocka Holmesa i tureckiej telenoweli. Widzom bardzo się podoba.
- Wypierdalać!
Wrócili i wyszli czwarty raz. Wtem do Możejki zadzwonił sierżant Marczak.
- Czego?
- Szefie, zalazłem coś, co się panu nie spodoba.
- Co takiego?
- Już to panu wysłałem.
- Dobra.
Możejko sprawdził przysłane przez Marczaka filmiki. Jednym z nich było Coffin Dance, z tą różnica, że nosiciele trumien mieli naklejone ze zdjęć głowy Możejki, Nocula, Gibalskiego i Marczaka z gejowskimi uśmiechami. Na drugim filmiku był rozciągnięty Nocul, w stylu Wide Putin Walks.
- Eeee, aż taki gruby nie jestem - powiedział aspirant.
- To fotomontaż, debilu. Ale to nieważne. Ważne jest to, kto do kurwy, śmie naśmiewać się z sandomierskiej policji! Kto kurwa? Kto?!
- To co teraz, szefie? - spytał Mietek.
- Dilerów zostawiamy na później. Najpierw znajdźmy tego śmieszka, co nas tak przerobił.
- Ja mogę zająć się Sałatką - powiedział Mateusz.
- Ksiądz?
- Tak.
- No to proszę iść do biskupa, zrezygnować, zrzucić sutannę i zapierdalać do szkoły w Słupsku.
- Nie, nie. Nie chcę przejść do policji. To jedno śledztwo, dajcie mi je poprowadzić.
- No... - zawahał się Możejko.
- Szef ma na myśli, że się zgadza - uśmiechnął się Nocul.
- Dobra. Zacznę od pogadania z Pluskwą, może ma więcej jakichś informacji o Sałatce.
Mateusz wrócił na plebanię. Po przekroczeniu progu ujrzał szarżującą Natalię z kijem do baseballa.
- Mówiłam, że ktoś datki podbiera! A... to ksiądz...
- Natalko, oszalałaś?
- Przepraszam.
- Powiedz mi lepiej, gdzie znajdę Pluskwę.
- Jest w salonie.
Gdy Mateusz wszedł do salonu, Pluskwa oglądał w telewizji Testosteron. Ksiądz wziął pilota i wyłączył.
- Ej, kurwa! Była ta zajebista scena z Karolakiem i Szycem!
- Waldek, musimy porozmawiać.
- O czym niby?
- Jerzy Jarosz, pseudonim Sałatka. Znasz go?
- Ta, Sałatka i ja grypsowaliśmy pod celą. Raz jednego frajera razem przycweliliśmy jak się po mydełko schylał. Mój ziomek właśnie robi z nim deala przy Warszawskiej.
- O, dobrze, że mówisz, bo myśleliśmy, że jest na Batorego.
- A co? Zawijacie go?
- De facto to ja zawijam, bo Możejko ma inne sprawy na głowie.
Mateusz pojechał rowerem na Warszawską. Ujrzał biegnącego Jarosza. Po przypatrzeniu się bliżej zauważył, że gangster płonie.
- Niech się ksiądz nie zbliża! - wrzasnął sekundę przed tym, jak wpadł pod ciężarówkę.
- No i problem z głowy.
Wtem zadzwonił Mietek.
- Tak, panie Mietku?
- Namierzyliśmy IP komputera, z którego zostały wysłane do sieci memy.
- I?
- Tak jak myślałem. Gibalski. Niech no ja tego skurwysyna dorwę.
- Zdaje się, że jego żona, Agata, dzisiaj rodzi.
- Więc?
- Znajdziecie go w szpitalu.
- Ksiądz raczy żartować? Nie wpuszczą ateciaków na porodówkę.
- Więc zajmie się tym babcia Lucyna.
- Znowu ksiądz żartuje? Osiemdziesięcioletnia kobieta po wylewie? Jak?
- Proszę dać jej szansę.
Godzinę później babcia Lucyna celowała już w budynek szpitala z RPG -7.
- No to zdychaj, kurwo! - powiedziała, po czym wystrzeliła rakietę, niszcząc górną część szpitala i obracając całą resztę w ruinę, zabijając wszystkie osoby w środku.
Mateusz zauważył wybiegającego z kierunku szpitala Sałatkę. Ruszył za nim, aż po kilku kilometrach zapędził go w kozi róg.
- Spodziewałeś się, że cię nie znajdę? - spytał ksiądz.
- Pierdol się.
- Będę się za ciebie modlić - powiedział Mateusz, po czym zabił Sałatkę strzałem w głowę.
KONIEC